Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
133

W tej ćwierci wieku zaszły zmiany w pojęciach, obyczajach, ludziach, większe może niż przez sto lat poprzednich...
Szlachecki obóz ów Barskich żołnierzy wcale nie podobien był do dzisiejszego... tu stali obok siebie ludzie wszystkich klas narodu porównani i zbratani... żołnierze nowego wieku... których prawdziwym przedstawicielem nie mógł być kto inny jak Kościuszko...
Karolowi jednak śnił się Bar jak ostatni poemat polski... widział ich ze skrzydłami u bark... a po nad szeregiem w powietrzu... unoszącą się Bogarodzicę...
Szli tak milczący, modląc się kto mógł a umiał... aż Amen zabrzmiało... pieśń się skończyła... Żołnierze przykryli głowy, gwarzyli po cichu... Karola mimowolnie oblegały wspomnienia.
— Miły Boże, odezwał się do Kopcia... co się to z tym świętym mężem stało, który nam Barszczanom blogosławił!
— Z kim? spytał Kopeć.
— Z naszym świętem księdzem Markiem.
— Chcesz mówić zapewne z księdzem Odelgiewiczem? spytał uśmiechając się Brygadyer.
— Nie wiem jego nazwiska, dla mnie to za-