Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
131

szawie Igelstrom zaniepokojony był wielce postawą ludności i wojska... rozkazy téż wszędzie były jak najsurowsze, aby rozpierzchłym wojskom dążącym pod sztandary narodowe drogę przecinać i rozbrajać.
Można się więc było spodziewać, że ten pochód z siłą stosunkowo nie wielką, mający do przebycia znaczną przestrzeń kraju, krwawym i trudnym być musi...
Kopeć nie łudził się wcale, lecz wolał zginąć z tą garścią, niż zdać się na łaskę Moskwy. W ostateczności postanowił w duszy, zająć mocne stanowisko i bić się do upadłego.
W cichości, z twarzami posępnemi około południa zebrali się wszyscy do pochodu przy kwaterze Kopcia. Tłumy wieśniaczego ludu i szlachty drobnéj żegnały ich życzeniami i błogosławieństwy. Wszędzie, gdzie stał żołnierz polski, umiał on sobie zaskarbić serca i zjednać przyjaciół.
Droga, którą iść mieli ku Uszomierzowi, w razie napadu nie była bezpieczną, wiodła ona przez zwykłe, wązkie groble, moczary, trzęsawice i gęstwiny. Jedno malenkie działko polowe, mogło wstrzymać i zdziesiątkować. Szczęściem, dla Moskali głębiny te całkiem były niedostępne,