Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
108

ich po twarzach... Elba kry niosła... pusto i cicho było na wybrzeżu.


— Panie Jenerale, chciał rozpocząć Pluta, ale Kościuszko mu przerwał nagle:
— Zkad mogłeś wiedzieć, że mnie tu znajdziesz?
— Dowiedziałem się o tém przypadkiem, odpowiedział Karol, mogę powiedzieć, żem się tego więcéj domyślał niż był pewnym. Jechałem z Wołynia czując, że się coś gotować musi... oto wam przywożę ręce silne jeszcze... grosza, ile go mam... sił, na jakie stanie... i życia, ile mi Bóg przeznaczył... Bierzcie i rozporządzajcie.
Kościuszko go uścisnął.
— Znać człowieka, co był w szkole Washingtona! zawołał... a! zmuszeni podobno będziemy — dodał — ruszyć się, czy w porę, Bóg to wie; mojém zdaniem zawcześnie, ale dłużéj czekać niepodobna, wytrwać nie można. Naradzamy się w istocie jak rozpocząć, ale Moskale i Niemcy już zwietrzyli robotę i mnie tu ścigają... a w kraju innych. Trzeba będzie,