Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom II.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
109

bądź co bądź, niedojrzały wybuch przyspieszyć, inaczéj wojsko rozbroją, a ono jest nasieniem powstania...
— A więc jeśli robota jest, gorąco zawołał Pluta — zlitujcie się jenerale, znacie mnie, ufacie może, zużytkujecie...
— Nie lękaj się o to... będziemy wszyscy mieli roboty dosyć, bo każdy musi stać za dziesięciu...
Ja dłużéj tu w Dreźnie zostać nie mogę, czekają na mnie w Lipsku... gdzie bezpieczniejsi trochę jesteśmy. Tam więc przybyć musisz... Zgłosisz się do mnie do gospody pod murzynkiem, mało znanego kąta... gdzie i ja i nasi będą... tam pogadamy dłużéj... Nie mam chwili do stracenia, bo wiem że mnie szpiegują, a nie myślę się dać wziąć... Przybywaj więc... Ja most przejdę pieszo, a na Nowém Mieście konie na mnie czekają.
Tak ledwie przybywszy do Drezna, tegoż samego dnia nad wieczór ruszył Karol w pogoń za Kościuszką do Lipska, dokąd oba prawie jednocześnie nazajutrz dopiero wieczorem po rozbitych drogach nadążyć mogli.
Umieściwszy się w pierwszéj lepszéj gospo-