Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
272

mówiliśmy z nim długo o mojéj i waszéj ojczyźnie. Franklin nie tak niegościnną malował mi Amerykę, jak ją znajduję; on mi zrobił nadzieję, że lud wolności godzien potomkowi wolnego ludu dać w szeregach dwie stopy ziemi do boju a sześć stóp... na mogiłę.. bo ja o więcéj nie proszę.
— Ale i ja téż, przebaczcie, przerwał nieznany mąż — wcale wam nie chcę odbierać żadnéj nadziei.. maluję wam tylko szczerze, otwarcie położenie nasze.
Przyjęcie do wojsk.. nie zależy nawet od wodza, sam on podlega kongresowi i jest mu posłusznym; kongres w ogóle jest nieufnym i źle usposobionym dla cudzoziemców. Mówił wam pewnie Lafayette, jak jego przyjęto,
— Tak jest, wspomniał mi o tém, rzekł Pułaski, ależ mnie także nie idzie o żaden stopień ani o pieniądze.., dopóki choćby na suchar mnie stanie.. mnie i dwom towarzyszom moim idzie o to, abyśmy się bili za wolność, tego dostąpim walcząc jako prości ochotnicy.
Amerykanin zamilkł i zwolna przysiadł na kłodzie blizko leżącéj, podparł się na rękach, patrzał poważnie zamyślony.
— Darujcie mi, że was może trudzę rozmo-