Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
257

stawię i oszczędzę móże przykrych przejść wstępnych.
To mówiąc rozweselony nieco, zajął się przyjęciem obmokłych gości. —
— Jak widzicie, panowie moi, szałas przyszłego jenerała rzeczypospolitéj, nie wiele więcéj wart nad żołnierską budę.. przyjmijcie w nim taką gościnność, na jaką się ja zdobyć mogę.. wszyscy jesteśmy żołnierze..
Zapomniawszy wkrótce o kłopotach położenia, zaczęli mówić o Francyi, o którą Lafayette żywo wypytywał, o Paryżu, o nowinach z Europy, o znajomych i rodzinie. Opowiadania szły nieprzerwanym ciągiem, jedne po drugich się rozwijając.
Pułaski i Lafayette w prędce się zbliżyli, poznali, ocenili, przypadli sobie do serca. Młody panicz, bo takim naówczas był jeszcze Lafayette, czuł w przybyłym to bohaterstwo męzkie, nieulęknione, milczące, poważne, o które sam się kusząc, umiał je szanować. —
Towarzysze Pułaskiego z baronem Kalb przeszli tymczasem do sąsiedniego szałasu, w którym mieścić się mieli, a Lafayette wstrzymał konfederata, niemogąc się z nim nagadać. Rozmowa rosła w serdeczność. —