Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
238

Smutne to było pustkowie spalone, bez życia i wdzięku. —
— Coś mi ta Ameryka wcale na złotodajną ziemię, płynącą mlekiem i miodem nie wygląda.. mruczał Girod.
Pułaski wpatrywał się obojętnie. — Cóż mu było po piękności Ameryki!!
Leclerc bacznie rozglądał się po morzu, szukając żagli angielskich, ale na szczęście Ludwiki burza w istocie porozpędzała je daleko, można więc było bezpiecznie do brzegów się dostać.
W oczekiwaniu rychłego wylądowania zbierał każdy co miał, wszyscy niecierpliwi, spragnieni siedzieli już na powiązanych tłomokach, nie zchodząc z pokładu. Ziemia w miarę ich żądań, niekiedy odsuwać się zdawała, patrzali na nią, dosięgnąć nie mogli, brzeg wydawał się blizkim, oko rozeznawało coraz lepiéj dymiące w rozdołach ogniska.. daleko w głębiach czerniejące lasy..
Ale spustoszenie wojną objawiało się w opuszczonych prawie wybrzeżach.
Słońce już zachodziło jaskrawo, gdy nareszcie statek znalazłszy sternika i łódkę przewodną, do prowadzony został do ujścia Delawary. Zjawiły