Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
239

się barki i czołna do przewiezienia podróżnych, spieszących do upragnionego lądu.
Od nich dowiedzieli się, że angielskich statków na teraz nie było w pobliżu. Maleńka osada z kilku na prędce skleconych szałasów i lepianek złożona, przy któréj wylądowali, wyglądała ubogo, nędznie ze swemi chatkami ogołoconemi z zieloności, na wydmie piasczystéj zasianéj drobnemi kamykami, któremi brzegi wyściełało morze..
Znać było, że mieszkańcy nie byli pewni swych siedzib, że nie mieli czasu ani ochoty, niczém ich ozdabiać i utrwalać. Cała okrążająca okolica dosyć płaska, smutna i jednostajna, zwiększała wrażenie przykre wylądowujących.. Girod mimowolnie porównywał piaski i moczary do nagich brzegów południowéj Francyi około Cette i Mont pellier.


Już od swoich przewoźników dowiedzieli się podróżni, że wojska Washingtona i obóz jego w głębi kraju o mil jakie dwadzieścia od miejsca tego się znajdowały.. trzeba było nieznanym krajem, zawichrzonym, z przewodnikami niepewnemi do nich się przedzierać.