Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
232

lepsza nie pomoże, dodał umyślnie Rogowski, aby się pozbyć natręta...
Poszedł więc gaskon skwaszony.


Teraz cichło już i łagodniało morze, fale jeszcze szeroko były rozkołysane, ale niebiosa już się widocznie rozpogadzały.
Przez podartych chmur reszty, które doganiały starsze towarzyszki swoje... gwiazdki ciekawie ku morzu patrzały... Obłoczki coraz lżejsze, rozczochrane, zmęczone, odlatywały w stronę, w którą burza na ocean się zwaliła...
Wzięto położenie statku i obrachowano gdzie się znajdował, a Leclerc przekonał się, że był daleko bliżéj lądu niż się spodziewał. Było już dobrze z północy, wiatr upadając znacznie, dozwalał nieco rozpiąć żagli, można było rachować że ze dniem pokaże się ziemia...
Kapitan, który już niejedną podróż po wodach tych odbywał i znał dobrze wybrzeże, u którego bezpiecznych portów było mało, rachował na to, że burza, co piękną Ludwikę pędziła, musiała téż i angielskie statki oddalić od brzegów; nimby więc na stanowiska czas powró-