Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
230

mieniem przeleciał po jednym z mniejszych masztów, i strzaskany słup upadł na pokład okrętu...
Szczęściem nie zapalił go, a majtkowie rzucili się natychmiast, aby szkodzie zaradzić.. W chwili trwogi Girod wyleciał z pod ławy, wołając — Giniemy! giniemy..
— Milczże Waść, ofuknał Pułaski. Gdzie siła Boża z ludzką słabością idzie w zapasy, tam i o łasce Bożéj pamiętać potrzeba...
Po chwili krótko trwałego przerażenia już resztki masztu ściągano; nikt rażonym nie został, a strata łatwo się zapaśnym masztem wynagrodzić dała.
Piorun ten zdawał się być zwiastunem końca burzy.. błyskawice stawały się rzadszemi, wicher opadał powoli, dészcz lał tylko rzęsisty.
Nad głowami ich chmury się rozbijały, dzieliły, niebo gdzieniegdzie przeglądało jaśniejsze, a choć wicher jeszcze straconą odzyskiwał siłę, koniec tych szałów jego przewidywać było można. Okręt z walki wyszedł zwycięzko... Głos kapitana znowu się dał słyszeć, majtkowie śmieléj zwijali się po pokładzie; — na horyzon-