Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
205

Carycy tych, co śmieli być ludźmi nie niewolnikami.
W tém wszystkiém któż nie dojrzy palca Bożego? mówiło z tych wypadków przeznaczenie narodu, tułacze a męczeńskie.
Ale strasznym wyrokom serca uwierzyć nie chciały.
Ileż to stworzono bańkowych nadziei, aby nie umrzeć z rozpaczy? ile wymyślono poematów politycznych, ile stworzono przyjaciół i sprzymierzeńców, ilu Wernyhorów obiecywało dzień zbawienia, konie tureckie pławiące się w Wiśle i senne bitwy na Hończarysie?
Ileż to zwycięztw przespaliśmy wśród męczeństwa — wygranych w marzeniu — ile proroctw nieziszczonych a tak jasnych, jakby były dziejami przyszłości, nie chorobliwą zmorą ginących z tęsknoty...?
Niezbłagane dzieje niedoli pisał wciąż palec Boży na coraz czarniejszych kartach..
A matki u kolebek stojąc mówiły dzieciom. Wy dożyjecie Polski! A starce czekając na nią konać nie chcieli.. aby umierając choć na chwilę białego orła lecącego w tryumfie zobaczyć..