Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
168

Obszerniejsza od innnych, z dwóch złożona izb sklepionych, była wszakże prostą i prawie ubogą.. Trocha wytworniejszéj broni i książek na stole, chorągwie, bębny i rycerskie sprzęty część jéj zajmowały. Łóżko zakonnne, skórą okryte stało pod krucyfiksem, od dawna nietykane.
Gdy drzwi się za niemi zamknęły, Pułaski dłużéj wytrwać nie mogąc, jak stał tak pokląkł przed starcem i ręce wyciągnął ku niemu.
— Ojcze mój, zawołał — co mi przynosisz?? pozwól niech ucałuję dłonie twoje...
— Ani klękać przed człowiekiem, ani się czcić godzi grzeszną istotę... surowo odparł starzec. Człowiek to kielich gliniany, w który Bóg czasem naléwa napój żywota... ale gdy się wypróżni, jest kawałkiem gliny... I jam taki... Posyła mnie Bóg, mówi do ducha mego, sługą jestem Pańskim.
Teraz — dodał — przybyłem do ciebie Kazimierzu, boś ty jeden pozostał czysty z tego ufca pobłogosławionych, którzy krzyż Pański na krzyże bałwochwalcze zamienili i w błocie się potarzali. Przybyłem nie ze słowem pociechy — nie z posłannictwem cudu, ale z gromem Bożym, który w pokorze przyjąć trzeba.