Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
169

— Ale jakżeś się wybawił z rąk nieprzyjaciela? jak tu się dostałeś? spytał Pułaski... Wiedzieliśmy że was osadzono na pokucie w Horodyszczach, pod czujną strażą...
— Nie pytaj — sam nie wiem jakem wyszedł, ani jakem się tu dostał. Wiodła mnie tu siła, co może wszystko, dla któréj trudném nic nie jest.
A nie jestem już czém byłem... ani prorokiem, ani błogosławionym od Pana, w którego on ręce dawał cuda na chwałę swoją. Wziąłem grzechy wasze na barki moje i zgniotły mnie...i w proch obróciły...
Dni przebyłem straszne... noce przebolałem w mękach niewysłowionych, bo dał mi Pan widzieć przyszłość a nie dozwolił dla niéj wybłagać litości.
To rzekł i głowę śpuścił na piersi a płakał.. Pułaski zakrył oczy, bo i z nich dobywały się łzy.
— Jednéj nocy — mówił starzec natchniony podnosząc czoło — porwany byłem od ducha abym tu szedł z rozkazem do was.. Nie wiem już sam jak szedłem i czy ciało moje jest ze mną lub w niewoli pozostało.. Ale oto mnie widzisz przed sobą posłańca tych wyroków co się nie zmienią.