Na drodze spotkali dwóch księży Paulinów, którym słowo tylko szepnął Pułaski.. Znalazł się kapłan zaraz i dwóch braciszków, niosących świece.. z któremi razem żebrak z widoczną niecierpliwością wzrastającą biegł niemal ku kościołowi.
A gdy weszli naprzód do pustéj szerokiéj Świątyni.. przykląkł tylko przed jéj ołtarzem.. i wyciągnąwszy ręce szedł do kaplicy Matki Boskiéj. —
Cicho tu było i pusto.. ale lampy gorzały wśród hebanowych cieniów tego przybytku.... Z mroków nocy w połysku bladym gdzieniegdzie widniały vota srébrne, zbladłe lica starych wizerunków i kosztowne na ścianach ofiary. Obraz był zasłoniony, jak zwykle, nikt jeszcze nie zdążył go odkryć, a z podziwieniem księży, gdy żebrak wszedłszy, rzucił się przed nim na kolana, a potém krzyżem na ziemię.. podniósłszy oczy ujrzeli oblicze cudotworne odsłonięte.. korony obrazu i szaty złociste świeciły tysiącem iskier, jakby godowo.. przybrane.
Za żebrakiem padł na kolana Pułaski, i przybyli w ich ślady pędzeni pobożnością i jakimś uczuciem niepokoju Skiba i Karol.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/168
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
166