Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
165

dętych, z fałdów czoła — iż każdy w nim czuł człowieka wybranego do stérowania i przykładu..
Jak obłąkany biegł dowódzca wołając:
— Czyj to głos? kto mnie woła?
A postrzegłszy żebraka stojącego w bramie — na pierwszy rzut oka jakby oczom nie wierząc się cofnął: potém podniósł ręce i chciał poklęknąć, ale groźny ruch starca wzbronił mu tego. Oniemiały stał..
— Jestem żebrak.. ubogi.. ale ubogiego Bóg śle.. Oto zemną żołnierzy garść, niedobitków, szukających przytułku.. rozkażcie ich przyjąć..
Pułaski, gdyż on to był tylko co z konia zsiadł — stał jeszcze zdumiały; a starzec już szedł, modląc się głośno z głową odkrytą.
— Do matki Boskiéj.. królowéj nieba i ziemi.. do kaplicy! do stóp jéj.. prowadź żebraka..
Kilku słowami szybko rzuconemi rozporządziwszy, aby przybyłych przyjęto i pomieszczono, Pułaski rzucił wszystko i widocznie wzruszony głęboko prowadził starca, który odmawiał:
Sub tuum praesidium...
Tak weszli z modlitwą w krużganki, a choć pułkownik był tu w znajomém sobie dobrze miejscu, jego zdawał się wieść żebrak.. natchniony...