Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
125

Nie są to już świetne dni pierwsze konfederacyi; bodajbym nie był prorokiem, jest to żywy protest dogorywający.. przeciwko gwałtowi, który krwią podpisać potrzeba.. bo ani sławy ani zwycięztwa nie spodziewam się dla nas. Myśmy straconym posterunkiem wielkiéj armij przyszłości..
Przyobleczeni w kir, o głodzie i chłodzie.. bijemy się, bo cofnąć się nie godzi.. ale wybić się nie możemy.. walczym tylko, o mogiły..
Szkoda mi cię, dziecko moje! któż wie.. przyjdą może czasy lepsze..
— Nie — zawołał Karol z zapałem, w tém co czynię czuję wolę Bożą, a choćby mnie ona wiodła na największą ofiarę, pójdę z ochotą.. zginę szczęśliwy za ojczyznę..
Starzec łzę otarł, jeszcze jego oczy mgłą zaszły.
— Hej! hej! zawołał — gdybyś ty był przyszedł w porę.. a z tobą gdyby był cały naród wstał na głos nasz, jako jeden mąż, gdyby każdy silen do dźwignięcia broni, ujął był szablę a dosiadł konia, gdyby się Polska była rozległa naszą pieśnią pobożną, a poszła pod chorągiew Królowéj.. gdyby wodzowie byli zgodni, gdyby na siebie rachował naród nie na Turków, nie na Francu-