Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
108

godziny zwlekał odwagę, nie śmiejąc wyrzec po jakiéj staje stronie.
Ze trzech stron spiskowali w milczeniu ci co kraj rozszarpać mieli. Resztki barskich żołnierzy i francuzkich dowódzców (bo nam i na wodzów nie stało) biły się jeszcze bez nadziei wygranéj.
Radzić potrzeba było na obcéj ziemi, bo w swojéj kąta nie mieli bezpiecznego. Generalność nosiła się z Turcyi do Preszowa, do Cieszyna, do Białéj, po węgierskich, szląskich i niemieckich potém grodach.
Wielka rozsypka narodowa już się poczynała, puszczali się wszyscy na żebraninę po Europie, po dworach, po gabinetach, po przedpokojach ofiarując Polskę za małą cenę, jako rzecz, którą chce dłużnik od wierzyciela wykupić. Nikt nie chciał tego klejnotu, który blask swéj idei utracił, dyament ten wydawał się szkłém przepaloném.
Na Jasnéj Górze w Częstochowie, w tém miejscu co widziało cudowną obronę Kordeckiego, siedział jeszcze Kaźmierz Pułaski... ale on jeden może z całego zastępu miał tę wiarę co Szweda krzyżem i modlitwą pobiła... I on nawet słabszym uwieść się dawał, i on znęcił się na por-