Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
106

rządzić nawet pozornie ten, któremu dano berło na zabawkę.
Piastunowie tradycyi poprzebierali się po francuzku; ale po chatach i ubogich dworach budzi się ona i lepi z okruchów... Wychodzą wielcy mężowie z pod strzech słomianych, rosną bohaterowie i stają się wodze z ludzi, co wczoraj nic w sobie nie czuli. Duch na Kościuszkę zstępuje, jak na Joannę d’Arc; na Marka, jak na proroka starego zakonu... co wczoraj chodził za trzodą.
Jednego poranku budzi się ślepy jasnowidzącym, żołnierz wodzem.


Lat cztéry, cztéry wieki targa się naród w narzuconych mu pętach... są to lata epopei i cudów. — Cuda te poczęte jasnością wielką, spadają gdzieś, topiąc się jak meteory na trzęsawiskach i w błocie, jak gwiazdy spadające, które lgną w zatęchłych kotlinach...
Ludzie, co się porwali czynić te cuda, są jako ów apostoł, któremu do iścia po morzu wiary zabrakło — i tonie.
Po jasnych wstęgach bohaterstwa, czarne smugi niedołęztwa.