Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Tułacze tom I.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
103

rzuciła — rozbudza naród; poczyna się on wysilać do życia — ale rozpusta dwóch panowań bezmyślnych — strata tradycyi pchają na fałszywe drogi.
Słup ów ognisty, co wiódł naród przez wiekowe pustynie — zagasnął, każdy go chce zastąpić swoją latareńką... z latarniami idzie naród w dalszą drogę, w smutną drogę obłędów. Lada wiatr gasi te latarnie... w wielu oleju zabrakło, za nim się w drogę puściły.
Rozpoczyna się tragedya od tego wyboru, w którym Ducha świętego zastępują Moskwy bagnety... Pierwsza to scena dramatu nieskończonego po dziś dzień.
Któż potrafi odmalować tę epokę i tego króla wzdychającego z hetmanem Ogińskim i hetmanową Branicką nad nieszczęściami ojczyzny, a ściskającego jako zbawców jéj Repnina i Salderna, Stachelberga, Sieversa... i Igelstroma, króla, co płacze nad losem narodu i sprzedaje go na opłacenie kieszonkowych długów[1]

Policzkowana Polska — wstaje nareszcie, porusza się — ale w ciemnościach nie wie kędy ma iść, szuka u obcych światła, u obcych pomocy,

  1. Pamiętnik Sieversa.