Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Henryk jako medium i przewodnik powtórzył pytanie, ale krótki śmiech suchy odpowiedział, a po nim tylko:
— To od was zależy. Kopcie a wykopiecie, szukajcie a znajdziecie, kołaczcie a będzie wam otworzono....
Podkomorzy zatarł ręce wesoło, znać było po nim że miał wielką ochotę jeszcze się o coś pytać więcej, ale mu przeszkadzała przytomność i swoich i obcego człowieka; łamał sobie głowę jak pytanie obrócić żeby ono tylko dla niego i dla ducha zrozumiałą dało odpowiedź; nareszcie przysunął się do stolika.
— Duchu, zapytał nieśmiało, jak się to skończy o czem myślę?....
— Dosyć śmiesznie, odparł zagadniony...
— Nie tragicznie!
— W życiu twojem nie było i nie będzie tragedji, osnułeś jego przędzę na farsę Shakspearowską i los ci dotka do końca coś mu naznaczył...
— Każde życie jest farsą, zawołał podkomorzy trochę zmięszany, usiłując sens odpowiedzi odmienić.
— Tak, każde życie jak twoje.... odparł duch..... Na śmiech byłeś obywatelem, synem, mężem i ojcem... bawiłeś się urzędem, dziećmi, żoną, póki była młoda, bawisz się...
— Ale niechże nie plecie!
— Cicho! cicho! poczęli wszyscy.
— Ale to okropności!...
Wrzawa którą usiłowano zagłuszyć głos ducha, na nic się nie przydała, podkomorzy tupał nogami, żona kaszlała, dzieci szamotały, ale głos wyroczni podnosił się coraz wyraźniejszy i dobitniejszy.
— Bawisz się dziś w miłostki, w kartki, w gawędkę i zbierasz smutne owoce próżniaczego życia, których gorycz oparzonemu podniebieniu twojemu czuć się nie daje.... Jakiegoż chcesz końca życia? — Będziesz się bawił do śmierci z tą lub z drugą... i umrzesz niepoprawiony....