Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkie kunsztu, zapatrzał się z razu na to oblicze jakby na dzieło sztuki. Usta napół otwarte, które boleść zdrętwiła, miały wyraz męztwa i pogardy; ręką skostniałą trzymał się za piersi poranione, na których suknia zbroczona była i potargana. Złamana szabla leżała przy nim.
Był to widocznie jakiś ostatni akt krwawego dramatu, którego sprawcy umknęli.
Doktor śpiesznie schylił się nad ciałem, przyłożył ucho. Pierś dyszała jeszcze, ciało drgało, a z ust wyrywał się jakiś straszny głos chrypliwy, jakby ranny dogorywał. Mellini natychmiast, o ile ciemność dozwalała, począł badać i oglądać pokaleczonego.
Pepita, z oczyma wlepionémi, stała nad nim, badając i twarz młodzieńca i zasępione oblicze wuja, który podnosił głowę zlekka, przyglądał się ranom a milczał.
W końcu zawołał wstając:
— Ależ go tu tak pod tém gołém niebem, na ziemi, nawet ratować nie można! Cóż to się stało....
— Ja nie wiém — poczęła Pepita — nadeszłam na ten widok straszny i zaczęłam wołać na was.
Doktor wstał niespokojny.
— Przecież ktoś w tym domu być musi. Czy nie słyszeli?
I rezolutnie skierował się ku drzwiom winiarni. Drzwi stały zaparte: Mellini gniewać się począł.
— Co u licha! — krzyknął, bijąc w okiennicę — otwiérać!...
Zapewne głos jego poznać musiano, gdyż z wewnątrz poczęło się okno otwiérać, uchylono i okiennicę; głowa na wychudłéj szyi pokazała się, ostróżnie rozglądając.
— Ranny człek leży pod waszémi drzwiami — zawołał doktor.
— My nic nie wiémy! my nic nie wiémy! — odezwało się naraz aż dwa głosy przestraszone — u nas nikogo nie było!
— Nie można tak go tu porzucić jak psa! — odezwał się Mellini — potrzeba go do izby wziąć ażebym mógł opatrzéć.
— A! gwałt! — zawołał jeden z głosów w oknie. — Panie konsyliarzu! to nie może być! W naszym domu krew i takie historye! żeby, chowaj Boże, umiérał, to nie może być!
— To nie może być! — powtórzyło z wnętrza naraz aż trzy głosy. — Aj! gwałt!...
Mellini, choć zwykle spokojny i szyderski, tym razem się pogniéwał.