Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niechęć ku Dosi mogła ją uczynić gorliwą, ale niezręczną. Lada połechtanie wywoływało u niéj wybuch, a raz otwartych ust już żadna siła zamknąć nie potrafiła. Był to więc pomocnik, z którym jak z obosieczną bronią, bardzo ostrożnie trzeba się było obchodzić.
Gdy wojewodzic tak rozmyślał nad wyzwoleniem ojca, szczęśliwy traf niespodzianie miał mu przyjść w pomoc.
Wojewoda, pomimo zgryzot i utrapień, przy troskliwéj kuracyi, począł się miéć znacznie lepiéj. Obrzęknienie nóg zchodziło, siły przybywały i Filip z każdym dniem postrzegał w panu oznaki blizkiego uzdrowienia. Z pomocą jego mógł się już przechadzać po pokoju a odzyskawszy władze ruchu, swobodniejszą nieco myśl, mimowolnie zaczynał wracać do obyczajów swych dawnych, z tych czasów, gdy opieki nie potrzebował.
Zwolna wprawdzie, ale stary się potrosze emancypował. Powrót ten do zdrowia, któremu obie kobiéty przez wielką troskliwość i obawę zaprzeczały, starając się utrzymać wojewodę nieruchomego w krześle, był z jednéj strony pożądanym dla nich, z drugiéj niewygodnym. Dawał czas do wyrobienia zapisów, ale zrywał pęta, które na starca czasu choroby włożono.
Zaraz w pierwszych dniach, gdy mu się polepszyło i sam zaczął dysponować ludźmi, starościna usiłowała temu zaprzeczyć i protestować; wojewoda zbył ją grzecznie, lecz swoje zrobił. Padł popłoch na obie jéjmoście, wpadła wojewodzina, chcąc w imię szacownego zdrowia, wszelkich zajęć interesami i dyspozycyi wzbronić: wojewoda się nie dał.
— Ależ, droga Dosieczko moja, nie róbcie bo mnie lalką, aby się ludzie nie śmieli. Czuję się lepiéj i wiem co mogę. Daj mi łapcię do pocałowania i nie turbuj się. Doktor nietylko że nie broni, ale nakazuje mi dystrakcyą.
— Jegomość zamiast dystrakcyi będziesz miał zmartwienie i nowéj choroby napytasz! — odparła jéjmość. — Cóż tak pilnego? Przecież i ja i mama wszystkiemu rady damy, a na wiarę zasługujemy, i mama nawykła do interesów. Niech jegomość wypocznie, ozdrowieje...
— Ano, proszę cię, złota moja Dosieczko, królowo moja droga, nie sprzeciwiaj mi się! — rzekł wojewoda. Nikt lepiéj około własnych interesów nie chodzi, jak sam pan. Nie ujmuję starościnie wcale, a przecież i bez jéj frasunku podołam brzemieniowi. Wy się bawcie, niech mama dobrodziéjka dobrego czasu zażywa.