Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łego, zabawy we dwojgu, przechadzki, miejsce, jakie miał w tém szczęściu wyznaczone, doktor poczciwy.
Liczyła dnie, wyrachowywała kiedy prawdopodobnie ślub miał nastąpić; spodziewała się, tęskniła, ale często wymykało się słówko dziecięce, wesołe...
Wojewodzicowi gorzały policzki czytając, biło i razem ściskało się serce. Widział przed sobą tę śliczną Pepi, zakładającą mu na szyję, na ręce, ukwiecone kajdany; widział siebie w téj smętnéj kamienicy lubelskiéj, zamurowanego jak pszczoła w miodzie, zestarzałego, obezwładniałego, zmienionego. To mieszczańskie spokojne szczęście napełniało go strachem. Co ono z niego zrobić miało?
Czasem nawet jak błyskawica przelatywała myśl wyrzeczenia się Pepi, lecz wnet stawała ona przed nim z wdziękiem dziewiczym, z tą miłością gwałtowną, aż do szału, z poświęceniem bezprzykładném, i mówiło mu serce, że takiéj drugiéj nie znajdzie na świecie.
— Ale ja nie jestem do szczęścia stworzonym! — mówił sobie. — Jam stworzenie drapieżne, którego przeznaczenie krew i łzy przelewać, a śmiechem je witać.
Jastrzębie się nie żenią z gołębicami.
Wiedział zarazem, że ta gołębica w rozpaczy mogła się stać orlicą; pamiętał jéj łajanie, przypominał jéj ucieczkę i łzy. Był jak człowiek, co się ma puścić na morze i w chwili gdy się chce rzucić na fale, odchodzi go męztwo.
Walka ta z samym sobą wyczerpywała go, byłby może nie zniósł jéj dłużéj, gdyby myśl wyswobodzenia ojca nie zajęła go równie silnie, goręcéj może i na czas jakiś nie wygnała z głowy natrętnych marzeń o przyszłości...
Do miłości dla ojca, łączyła się, trzeba wyznać, nienawiść i chęć pomszczenia się na niegodziwéj kobiécie. Kilka dni rozmyślań doprowadziły go do nakreślenia jakiegoś planu. Potrzeba było staremu oczy otworzyć, dać mu poznać tę kobiétę, dla któréj miał taką słabość, graniczącą już z upodleniem.
Lecz jak dostąpić do ojca? W obozie nieprzyjacielskim był tylko jeden Filip, uzbrojony wielką miłością i poświęceniem. Na panią stolnikową, pomimo jéj dobréj woli i przyrzeczeń niewiele można było rachować. Wojewodzic czuł, choć jéj oddawna nie widział, że trzpiotowatości lat młodzieńczych nie straciła, rozwinęła ją jeszcze na swobodzie.