Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widzę już jakby po przyrzeczeniu, zdawszy na mnie wszystko, odpoczywa bezpieczny...
W tem i Stanisław wsunął się pod jakimś pozorem do bawialnego pokoju, dla obejrzenia co się też tam działo. Wielki znawca ludzi, i jak wszyscy słudzy, przywykły z oczu czytać stan duszy i to co go spowodowało, z pod brwi nawisłej nieznacznem wejrzeniem powiódł po wszystkich: spostrzegł niepokój i niecierpliwość swej pani, Derewiańskiego niemal wesołe zdziwienie, spokój Bolesława, Justysi pozorną obojętność, i wywnioskował, że rzeczy nie doszły do ostateczności. Kołysany tem, pozamykał drzwi, pościerał pył, szepnął pannie Kunegundzie, że na nią czekają w kawiarni, i spojrzawszy jeszcze baczniej na twarze, do swej izdebki przy kredensie powrócił.
Trzeba go tu widzieć było, jak wsparty na łokciu, zadumał się głęboko, i pójść z myślami jego na wędrówkę, by uwierzyć, że i jedna z nich nie uleciała nad nim; wszystkie gnały albo w przeszłość uświęconą życiem tego anioła, którego ciągle miał na ustach, albo po nad głowy jego dziedziców, co serce poczciwego sługi po nim objęli. Dumał Stanisław o wdowie, o dziewczęciu, o nieszczęsnych więzach w jakie go skuwała potrzebna w obejściu z panią Żacką ostrożność; dumał jak odepchnąć niebezpiecznych a przybliżyć pożądanych, i niepostrzeżony przynieść im spokój i szczęście, których pragnął zarówno dla matki i dla córki. Wśród rozmyślań jego, nadbiegł Maciek od kuchni, odrapany i brudny jak był, ale oblany potem rzęsistym w dodatku.
— A co? — spytał Stanisław — chodził Jan do karczmy?
— Nie, taki nie, spi w budzie.