Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stary sługa tom II.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to za furmanki szły drogą?
— Żyto powieźli od nas do miasteczka.
— Wiele było furmanek?
— Dziesięć.
— Liczyłeś?
— A jakże.
— Bo to widzisz — dodał Stanisław — pani mi się kazała dowiedzieć, a mnie samemu pójść ciężko. Nie wiesz gdzie jest Boikowski?
— Pojechał podobno do Juchima na Zapadnię.
— Dawno?
— Jeszcze z rana!
— Któż w polu przy siewaczach?
— Nie ma nikogo.
— Nikogo! prawda! nikogo! — pokręcił stary głową — no to pójdźże powiedz odemnie Janowi, niech z daleka, ponad ogrodu, nagląda na siewaczy; on to się zna i na gospodarstwie trochę.
— Dobrze panie!
— I pamiętaj Maćku, żebyś mi znowu przez to, że cię tam i owdzie posyłam, nie nauczył się niepotrzebnych nosić plotek. Ja stary, pani mnie to zaleca, a nie zdążam sam; za to cię nauczę cokolwiek, że mnie wyręczysz. Co do ciebie nie należy i czego ci nie polecono, o tem nie gadaj, a nie ucz się donosić. Rozumiesz mnie?
Stanisław pogłaskał go po głowie z uśmiechem.
— Idź-że i powiedz Janowi com ci polecił, z za płotu nie wielka mu rzecz spojrzeć na ludzi.
Po chwili szybko powrócił Maciek.
— A cóż to?
— Nic, tylko że Jan już powędrował.
— A to dokąd?