Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na zerwał się stary sługa tak żywo, jakby o chustach któremi miał poobwiązywane ramię i dłoń, zapomniał.
— Co wam, ojcze trzeba od Smoka? — zapytał troskliwie.
— Tyś ranny!
— Jaka to tam rana! — odparł Smok — at — rękę trochę zgnietli.
Patrzał mu w oczy pilno chcąc z nich coś wyczytać.
— Kobierczyk wisi w oknie — szepnął książe — miałażby do murowanki powrócić?
Smok natychmiast wybiegł.
Kaźmierz wrócił, siadł, patrzał oknem i usnął tak znużony.
Dzień już jasny był gdy Smok powrócił, zajrzał do komory księcia, zobaczył śpiącego i sam się położył, a gdy Kaźmierz wstał wiedział już że Jagna była w domu z powrotem.
Hreczyn, który przybył do dworku oznajmił o tém Stachowi, ale rozpytywany gdzie się ukrył wali przez czas ten mruczał ni to ni owo ramionami dźwigając.
Nazajutrz Wichfried téż skorzystał z wolnéj chwili aby się przekonać co z Dorotą się stało. Słabość miał do niéj. Najpewniejszym był że gdy Mieszek Kraków zajmował bracia ją pochwycić musieli. Z ich rąk żywą, nawet opieka Kaźmierza wydobyć jéj nie mogła.