Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do tego! — zawołał Juchim — Pytam o niego bo on mi winien dużo.. To jest zdrajca! On wszystkiego nawarzył!
Zbyć się żyda nie mogąc Stach, okrył głowę i udał usypiającego, jakoż Juchim postawszy trochę odszedł, a nim do wrót się dostał, znużonego już sen głęboki objął z marzeniami gorączkowemi.
Nad ranem książe Kaźmierz poszedł do swéj komnaty. Z okna jéj widok był za Wisłę ku murowance, któréj ściana jedna szarzała wpośród drzew zielonych. Książe spojrzał w tamtę stronę. Niegdyś Jagna dawała mu ztamtąd znaki, gdy pilno jéj było powołać go do siebie. Naówczas w oknie u którego siadywała wywieszała kobierczyk szkarłatny, który zdala na murze widać było.
Oko Kaźmierza nawykłe do tego miejsca które on zajmował rozeznawało łatwo gdy był rozesłany. I teraz zdało mu się że kobierczyk u okna widać było.
Lecz mogłaż się już tam Jagna znajdować? Służąca może niebaczna zawiesiła go niewiedząc co robi. Może go oczy łudziły? Serce uderzyło.
— Miałażby powrócić?
Smok ranny leżał u drzwi na posłaniu, rękę miał zgruchotaną ciężkim razem obucha.
Książe sam poszedł do niego. Na widok pa-