Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

które skoro otrzymał odpowiedź od wielkiego kniazia, iż mu we wszystkiem co zamierzy pomagać będzie. A tak też i wojska wyprawione niebawem, minąwszy Smoleńsko na mil trydzieści w Litwę wszedłszy, plondrować zaczęły. Przeciw którym, jako to masz po innych kronikach, wyszedł Zygmunt przyzwawszy w pomoc Tatary Perekopskie; nie przyszło do bitwy walnej, gdyż moskiewscy ustąpili chroniąc się jej, a nasi też zmęczeni głodem a gorącością do Wilna nazad nadciągnęli, i Tatarowie z niczem powrócili. Tak się tedy zamachy owe rozeszły 1508.
Król do Krakowa dla spraw koronnych jechał, kędy nabiwszy monety, przez Aleksandra pozastawiane dobra, majętności, czynsze okupował, służebnym też a żołnierzom niepłatnym żołdy pooddawał. Gdy my tu w Krakowie, a kniaź Michajło po Litwie się jął jak szara gęś rządzić. Widząc, że u króla nic nie wskóra, sam też sobie sprawiedliwość zamierzył wyrządzić nad Zabrzezińskim. Jako miał przy sobie zawsze siedemset koni żołnierza, tak też z niemi dopadł do Grodna, gdzie Jan Zabrzeziński marszałek wielki, miał dwór swój pod miastem. Było to jakoś wieczorem, gdy się ku miastu zbliżał w onym poczcie i potkał w drodze onę miłośnicę Zabrzezińskiego, o którą im i poszło dawniej. Jechała ona nie wiem zkąd do Grodna, do niego. Zatrzymali ją ludzie a tuż i Gliński nadbieżał, a pojrzawszy i uznawszy iż ona była, zawołał:
— Toć sam Bóg mi nieprzyjacioły w ręce podaje.
Kobieta ujrzawszy go na poły omdlała, ale ją ocucili i tuż wszystkim stanąć kazał swoim Gliński, a ją przed siebie prowadzić.
Jął tedy srodze z niej szydzić, a nawet swoją ręką dał jej policzek.
— Mów — zawołał — gdzie jest Zabrzeziński?
— Nie wiem — odpowiedziała.
— Jechałaś przecie do niego.
— Jechałam do Grodna — rzekła zalękniona niewiasta.