Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jak jął kniaź Michajło cuda o nim prawić, tak też króla opętał, że co prędzej wysłać za nim rozkazał. Pojechał dworzanin królewski a serdeczny kniazia, który też od niego tajemne pismo do Balińskiego zawiózł, a co w niem było, choć się domyślali, nikt przecie nie wie. On dworzanin, gdy do Balina przybył, zastał doktora otoczonego ludem wielkim, który mu naprzód przeczytawszy list a pobladłszy wielce, odpowiedział, że nie pójdzie, bo ma co czynić doma, a u króla lekarzy wiele być musi. Na co on dworzanin odpowiedział, że jeden tylko lekarz królewski z Błonia się znajdował, a ktemu kniaź Michajło usilnie prosił, aby koniecznie przybył. Jął się tedy Baliński tak i owak wykręcać, aż w końcu zapowiedział, że inaczej nie ruszy, chyba mu trzysta złotych czerwonych wyliczą. Spodziewano się już tego i on dworzanin miał z sobą pieniądze, a widząc upor jego, dał mu one żądane, poczem jął się już wybierać Baliński, chorych swoich Panu Bogu poleciwszy. Jechali tedy do Krakowa, gdzie bojąc się przenagabania od lekarzy tamtejszych w miasto nie wjechał Baliński, tylko czekał, aż królewską aptekę nadwieźli. A ztąd jechali prosto do Wilna.
Było to jakoś w lipcu i srogie gorąco pamiętam panowało, gdy jednego wieczora on wóz z apteką królewską i dworzanin z cudownym lekarzem przybyli. Zaraz tedy jął go pod rękę kniaź Michajło, i nie do króla ale w osobną komnatę zamkową powiódł.
W kilka lat potem, opowiadał mi komornik jeden królewskiego dworu, iż był rozmowy podsłuchał trochę z ciekawości, ale spełna nie zrozumiał. Słyszał on, jak w samym początku o pismo swoje dopominał się Gliński, które odebrawszy spalił tuż w kominie. Potem szeptali z sobą więcej pół godziny, a lekarz miał minę jakby się czegoś wielce strachał, kniaź zasię dodawał mu odwagi. Nic to innego pewnie, tylko go namawiał na zbrodnię, aby króla, umyślnie lecząc źle, na drugi świat odprawił.