Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Górnicki znalazł plan ten bardzo szczęśliwym i przyklasnął mu. Rozminęli się na gościńcu, wcale o tem nie wiedząc, z panem Danielem i dobili do małej nowej dzierżawki Górnickiego. Podróż pospieszna tak ich obu zmęczyła, iż najpilniejszą rzeczą było pójść do łóżek i wyspać się. Spali więc jak zabici godzin kilkanaście. Gdy się po tem wreszcie wygłodniali obudzili, zaczęto myśleć drugiego dnia o sprawie. Górnicki miał gorączkę... pchnął zaraz posłańca potajemnie do Rakowa. Ten powrócił na zdyszanym koniu, dając znać, że pan Żymiński wyjechał.
Górnicki wiedział to dobrze, iż mało gdzie bywał oprócz Borków. — Spytał posłańca — a dokąd? pewnie do Borków.
— Pewnie że do Borków, odparł o niczem nie wiedzący poseł, bo on tam mało nie codzień bywa.
Wpadł tedy pan Symforyan, któremu było pilno, z oznajmieniem stanowczem rejestratowi, że delinkwent jest w Borkach.
— Ubieraj się waćpań — zakrzyknął — nie ma co zwlekać, ruszajmy...
Było to z południa — Małejko, choć mu w miarę jak się godzina stanowcza zbliżała, znacznie ochota do takiego awanturnika się odpadała, cofnąć się już nie mógł — trzeba było zaczętego dokończyć.
— Kochany panie, rzekł, to dobrze — ja jadę, ale daj mi pan słowo, że nie odezwiesz się i nie poczniesz nic, póki ja nie ukłonię się mu pierwszy i po imieniu i nazwisku go nie wyzwę głośno...
Górnicki na wszystko się zgadzał.
Konie były gotowe, choć się Małejko trochę ociągał — koniec końców musiał siąść, pojechali. — Ka-