Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pobiegł do stajni do koni swoich i kazał co tchu pędzić do domu.
Leokadya zobaczywszy ojca, nie wiedząc co się stało z panem Danielem, przestraszona zemdlała, złożono to na poruszenie nadzwyczajne. Ciocia Wychlińska zaś przed siostrą wytłumaczyła pana Żymińskiego tem, iż w chwili gdy familia potrzebowała się sobą nacieszyć, nie chciał być natrętnym i odjechał.
Pan Daniel kazał pędzić do domu, jeszcze nie mogąc zebrać myśli i zdecydować, co mu uczynić wypada — jechał nieprzytomny, zbolały, upokorzony, w rozpaczy prawie. Według wszelkiego podobieństwa pobyt prezesa, któremu ruszyć się nie było łatwo, musiał się w Borkach przedłużyć; udawać przez ten czas chorego było niebezpiecznie, ktoś ze służby starego mógł go gdzie spotkać, zaledwie więc przybywszy do Rakowa, zawołać kazał ekonoma, powiedział mu iż pilny interes powołuje go do Warszawy, że tejże nocy jechać musi. Zdał mu gospodarstwo obiecując prędki powrót, zebrał papiery, napisał kartkę do pani Wychlińskiej, którą po drodze w austeryi Borków miał rzucić — i nade dniem już był na gościńcu prowadzącym do stolicy.
Wzruszenie jakiego doznał, przestrach, niepewność jak się wszystko skończy, przejęły go tak mocno, że w kilka godzin uczuł dreszcze, gorączkę i chorobę nadchodzącą. Mniej go ona wszakże obchodziła niż nieszczęście, które go spotkało. — Gdy w jedną stronę śpieszy ku Warszawie pan Daniel, z przeciwnej Górnicki wiezie Małejkę w tryumfie, naradzając się z nim po drodze nad środkami, jakichby użyć należało dla zdemaskowania Tremme-