nych względów podobałby ci się — szkoda, że ci go zaprezentować nie mogę.
Mówią mi, że ktoś z jego blizkich krewnych zachorował i musiał jak najpilniej do Warszawy pospieszać, ale spodziewam się powróci. Leokadya przy nim była mi odżyła...
— A to, dawajże go asińdźka? wszak szlachcic i katolik?
— Tak mi się zdaje... dodała Pstrokońska.
— Bo bez tego nic — mówił stary prowadząc siostrę do pokojów — warunki są, sine qua non... Zresztą już nie wymagam więcej, tylko by się jej podobał. Wyznaj siostruniu, żem dalipan nad innych ojców łagodniejszy w tym względzie.
Wejście do salonu, w którym zgromadzone było towarzystwo całe, położyło koniec rozmowie — prezes umilkł, pani Benigna poszła do Leokadyi usiłując ją rozerwać — Wychlińska siadła z pończoszką w kątku, a pan Sochaczewski po raz trzeci czy czwarty rozpoczął głośno opowiadanie o swojem spotkaniu we drzwiach z panem Górnickim.
Wbijało go to w dumę, że takiego zawadyaki pozbyć się umiał, dla tego lubił powtarzać swoją z nim rozmowę i barwił ją a okraszał coraz nowemi dodatkami — panny Orzymowskie, zabawiające się prześladowaniem Sochaczewskiego łapały go na coraz nowych wersyach, co powszechną obudzało wesołość.
Małejko ponury i zamyślony powrócił do gospody, siadł na furkę i nie zważając na to, że najęty przez niego wlókł się bardzo powoli, dojechał do pana Górnickiego, a raczej od ostatniej karczemki, pode dworem doszedł piechotą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sprawa kryminalna T. 2.djvu/31
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.