Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sieroce dole.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pan Zenon który uczęszczał na inny wydział, pozostał mu wprawdzie wiernym; lecz ten stosunek więcej go kłopotał i zawadzał mu, niż mógł pocieszyć. Na wydziale medycznym jednym z najgorszych uczniów, choć mu na zdolnościach nie zbywało, był niejaki Poskoczym. Nazwisko to, jakkolwiek się wyda niezręcznie stworzonem, jest prawdziwem — rodzina ta istnieje. Jedynak wychowany przez matkę, pieszczony i rozpuszczony, dosyć majętny pono, Poskoczym poszedł na medycynę więcej z fantazyi, niż z powołania, uczył się też fantastycznie a raczej wcale nie chciał uczyć. Na wykłady uczęszczał gdy mu się podobało, z pedelami miał nieustanne zajścia, powoływany był do inspektora co tygodnia, odwiedzał często więzienie... a co wieczór sprawiał u siebie herbaty, jeśli nie tańcujące, to śpiewające i szalejące. Zbierali się u niego najznakomitsi hulacy i próżniacy wszystkich oddziałów, mówiono nawet że grywano tam w karty — słowem była to Sodoma i Gomora... Poskoczym wyglądał blado, ale chłopak był ładny, twarz śmiała mu się szyderstwem, słowa bryzgały ironią — nielitościwy był w żartach, choć serce miał dobre. Z Mieczysławem znali się bardzo zdaleka, ale Poskoczym wiedział, znał, słyszał o każdym z towarzyszów — wszystko co wiedzieć, znać i słyszeć było można. Mieczysław mu się nie podobał, jako pedant i — purytanin.
— To osioł, tylko udaje rozumnego, mówił na niego Poskoczym.
Jednego wieczora, rozchodząc się z ostatniego wykładu, Mieczysław który teraz chodził sam ciągle,