Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to najpierwsza rzecz. Są ludzie, co inaczéj mówią, mało jest takich, coby inaczéj robili. J’ai le courage de mon opinion.
— I dla tego ja spokojnie umrę, w zachwyceniu ściskając syna dokończył ojciec: bo wiem, że ty się zadeptać nie dasz... i wybijesz się — powinieneś... masz po temu wszelkie wymagane przymioty! Nastręczam ci pole popisu; idź, zobacz i zwycięż!...
— Jeżeli pójdę w istocie, to zwyciężyć muszę... rzekł syn.
— Tak, choćby ci przyszło nawet najprzód samą matkę bałamucić i zbałamucić.
Rozśmieli się obaj... Ojciec uszczęśliwiony jeszcze raz z serdecznością niewymowną uściskał Zygmunta.
— Poczciwe, dobre, kochane dziecko! zawołał w zapale. Nie ma się tu co namyślać. Wypoczniéj dzień, opatrz garderobę, ustrój się na wyprawę... i jedźmy.
Po téj naradzie, w dni kilka w istocie ruszył pan Zygmunt sam. W okolicy miał on znajomego hrabiego Justa, z którym razem w klubie strzeleckim grywali i dawali wieczorki baletniczkom. Just, chociaż znacznie majętniejszy od Zygmunta, bo miał obszerne dobra i nadzieje na ciotkach, bratersko się z nim przyjaźnił. Był to jeszcze niewyszumiały młodzieniec, który potrzebował Mentora do rozpusty, a Zygmunt najlepszy w tym względzie był dla młodzieży; pokochali się bardzo, tak bardzo, że hrabia Just pożyczył półtora tysiąca talarów przyjacielowi... Rok upłynął od tego czasu, odwiedziny były doskonale umotywowane tém, że Zygmunt osobiście chciał przeprosić za to, że pieniędzy nie miał i oddać ich nie mógł; w istocie zaś podróż była przedsięwzięta na