Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więcéj dochodzą niż wiedzą, więcéj przeczuwają niż są pewni... Dla ciebie tylko nie chciałem, ażeby rzecz była tajną. Cóż ci to szkodzi, że się ożenisz z wdową?
— Umarł? zawołał Zygmunt.
— Kto? zdziwiony zapytał ojciec odwracając się.
— A muzyk?...
Uśmiech przebiegł po ustach szambelana, który w istocie nie wiedział czy żył, czy umarł, ale dla zaspokojenia Zygmunta, pośpieszył potwierdzić:
— Umarł! umarł! i pochowany dawno! Cóż myślisz o tém?
— Ja, poważnie począł Zygmunt, ja... nie mam nic przeciw temu. Nie chciałbym tylko pójść z kwitkiem.
Ojciec począł go ściskać namiętnie.
— Ale to całkiem od ciebie zależy! odezwał się wesoło. Przyznam ci się, że gdyby tak inny, nie ty, zamierzał się z nią ożenić, możebym się obawiał; lecz o ciebie jestem zupełnie spokojny! Cieszy mnie niewymownie, że w zasadzie przyjmujesz mój projekt. Trzeba mieć rozum!
— Tak, rozum! ten, jakim Trębecki uczcił słówko hetmana do podskarbiego! (Ma pan rozum! Trębeckiego wiersz.)
— Trzeba mieć rozum, nie przerywając sobie mówił szambelan. Kto chce żyć i do czego dojść, musi być człowiekiem praktycznym. Słowa, idee, przesadzone pojęcia honoru, są dobre dla tych, którzy mogą się sobie niemi bawić lub gotowi dla nich głodem mrzeć. La vie est une chose très positive.
Vous prêchez un converti! odezwał się Zygmunt wstając z ławki. Najzupełniéj podzielam zdanie ojca: podstawy materyalne życia, warunki bytu,