Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sił więc chłodno wybryki syna, w nadziei, iż musi dojść wysoko. Z razu drogę obaj obrali urzędową, ojciec przez swe stosunki spodziewał się go popychać, w stolicy ludzie piękni i dobrze wychowani popłacają. Wkrótce jednak trzeba było zmienić plany. Zygmunt wprawdzie pozawiązywał z kilku podżyłemi paniami stosunki serdeczne, ale te do niczego nie doprowadziły, oprócz bladości i choroby. Odżywszy nieco w podróży za granicą, zwrócił się do towarzystwa arystokratycznego we własnym kraju. Tu miał kilka szczęśliwych awanturek, ale do żadnéj panny z wielkiém imieniem i majątkiem nie dopuszczono go.
Już pierwsza świeżość młodości zaczynała go opuszczać, gdy ojcu wypadła podróż do Wielkopolski, w któréj zetknął się ze starym znajomym panem radcą z Zabrzezia. Nie śmiemy utrzymywać, że mu ktoś wcześnie podszepnął o tajemnicach domowych, o dwudziesto-dziewięcioletniéj pannie na wydaniu, która dawała odkosze, o przyczynach téj mizantropii i t. p., dość, że się ściślejsze zawiązały stosunki. Pan Zygmunt był na Wołyniu, próżne czyniąc starania o rękę bogatéj dziedziczki domu, który potrzebował z otchłani jakichś ciemności nieodgadniętych wyjść na widownię wielkiego świata. Znajdowano wszakże francuzkiego barona za małym jeszcze ptaszkiem dla panny o trzech kluczach i kapitałach. Zygmunt wcale zakochany nie był, choć udawał oszalałego. Odebrawszy list od ojca, pomyślał i natychmiast wyjechał do Wierchówka...
Wierchówek z daleka wcale pięknie wyglądał: na pozorach u panów Dobińskich nie zbywało. Ojciec Zygmunta, Adam, mała figurka, żwawa, fertyczna, wyprostowana, bardzo niby poważna, miał fizyogno-