Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go wcale nieźle przyjmowano. Troskliwy ojciec nie spuszczał go z oka, czuwał i karmił temi zasady, jakie mu jego rodzice przekazali, dodając do nich wyrazistsze jeszcze kommentaryusze. Wychowanie, obcowanie z ojcem, życie całe niepospolitym typem uczyniły p. Zygmunta Dobińskiego. Powierzchowność była tak pańska, że kelnerowie po gospodach tytułowali go nie już hrabią, ale księciem: wyglądał na udzielne książątko. Żyć już chciał i umiał, cudzym prawie zawsze kosztem, po pańsku. Gusta miał arystokratyczne, a najpierwszym z nich było słodkie próżnowanie. Z wielką łatwością pojęcia, nauczył się tyle w szkołach i nieskończonym uniwersytecie, iż mu to aż nadto starczyło na świetne występowanie między ludźmi, resztę pochwytał, uporządkował, dowcipem okrasił i uchodzić mógł choćby za uczonego w potrzebie. Instynktowa znajomość ludzi i zręczność wielka dawały mu przewagę i dozwalały wywierać wpływ, a korzystać z niego. Egoizm ogładzony, obrachowany, mający pozory wielkiéj szlachetności, kierował nim ciągle... Namiętnym był, ale namiętność nigdy go daléj nie zaprowadziła, niż chciał być popchniętym. Razem z tém, doskonale grał człowieka wielkich sentymentów... Wiedział on dobrze, iż na świecie z temi przymiotami, jakie miał, w końcu końców wybrnąć musi; śmiało więc szedł, drobne ofiary czyniąc, na pozór nieopatrznie, dla głównego celu. Z ojcem godził się doskonale, chociaż ten mu jedno miał za złe, że święcąc wszystkich dla siebie, i ojca spokój także złożył na ofiarę przyszłości. Trzeba zań było ostatnim groszem płacić długi, dostarczać na życie nad skalę; lecz ojciec miał ambicyę, sam już wyżéj nad swe szambelaństwo dojść się nie spodziewał, zno-