Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Serce i ręka.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

środków, których ja właściwie nazywać nie chcę. Przypodobałeś się matce, zyskałeś ojca, przyjąłeś rękę daną ci z przymusu pod upokarzającemi warunkami — to wszystko daje miarę, kim jesteś i czego żądałeś. Idzie o pieniądze, dadzą ci je... okupią się... honoru nie masz do ocalenia...
Nie dokończyła, bo Zygmunt pochwycił się za włosy i porwał wściekły ku niéj, tak, że się cofnąć musiała.
— Pani! zawołał: nadużywasz przywilejów kobiety...
— Wytrzeźw się pan i wróć do swéj roli. Utworzyłeś sobie to położenie, powinieneś zrozumieć, że wszystkie jego konsekwencye przyjąć musisz. Tak, czy nie?
Zygmunt zamilkł.
Widząc go zachwianym, mówiła daléj szybko:
— Wszystkie plany zemsty do niczego pana nie doprowadzą: rozerwą związek, odbiorą majątek, okryją cię śmiesznością. Niepierwszy pan ożeniłeś się z kobietą należącą do innego; kto miał odwagę to popełnić, musi mieć rezygnacyę dźwigać. Zabić Fratellego nic panu nie pomoże; z nim zabijesz swoje nadzieje... swą przyszłość.
Umilkła; baron padł na kanapę milczący i złamany. Klara prawie tryumfowała. Gdy raz puściła wodze słowu, powstrzymać już nie było w jéj mocy; mówiła, przekonywała, dowodziła mu, że poddać się musi. Zygmunt widział konieczność, ale resztka szlachetniejszego uczucia oburzała się przeciwko znikczemnieniu takiemu. Pomimo gniewu, hrabina nawet czuła jakąś litość dla téj istoty, tak srodze skaranéj za rachubę ohydną.