Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

da, zwabiono go do rezydencyi: zastawę wziął i dukaty swoje wysypał.
Jeszcze potem raz książe, z pożegnaniem do Kurzeliszek przyjechał, ale wcześnie o tem wiedziano i gotowi byli na przyjęcie. Nie bawił długo, bo Podkomorzy nie mógł się zwyciężyć i przyjął go bardzo zimno, choć z wielkiemi honorami. Po schwyceniu pieniędzy od Kołłupajły, pilno było dygnitarzowi za granicę. Humor był już jak najlepszy, dowcip powrócił, swoboda i wielomówność. Pani Szczepanowa była nim zachwyconą, stary już w tem nie smakował. Rozstali się z wielkiemi protestacyami afektów, w których jednak więcej było formy niż treści.
Gdy drugiego dnia potem Podkomorzy się obudził, a Jarmużka przyszedł okiennice otwierać, nie pytany już nawet, pośpieszył oznajmić, że Czuryło powrócił.
Stary aż się podniósł na łokciu; oczy mu zabłyszczały.
— Idź-że mi do niego w skok, i powiedz niech mi tu zaraz przychodzi, a jeśli śniadania nie jadł, to mu tu niech podadzą. Ja tymczasem koronkę odmówię.
Kończył ją właśnie stary, gdy się Czuryło w progu ukazał, śpiesząc rękę Podkomorzego ucałować, który go mocno za głowę ścisnął.
— Człowiecze niewdzięczny jakiś — zawołał — tyś się włóczył, a my tu za tobą tęsknili. Musiałeś chyba czkawkę mieć, takeśmy cię często wspominali, bodajże ciebie — bodaj. A no, mów, gadaj gdzieś bywał, coś porabiał?
W tem spojrzawszy nań — przypomniał sobie coś stary i ręką machnął.