Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A no — prawda, ciebie o to nie pytać, to darmo, to twój sekret, a jakże się masz?
— Dziękuję, nie gorzej mi — tylkom się ja też za Kurzeliszkami zatęsknił.
— Ale, ale! niedowierzająco przerwał Podkomorzy. — Gadaj zdrów. A my tu gości mieliśmy, niech ci Szczepan opowie. Celsissimus trzy razy nas odwiedzał.
Tu się stary skrzywił i cicho dodał, co mu na sercu leżało.
— Proszę ciebie, mój drogi, półtora roku starszy odemnie — słowo ci daję, a gadają że jakieś licho z sobą wozi. Czy to słychana rzecz!
Strukczaszyc nic nie mówił, posępny stał, nie mając ochoty się odzywać.
— Lepiej o tem nie mówić — Szczepan nawet nie wie — mnie ks. Woroszyło o tem szepnął. Wystawże sobie — ciągnął dalej Podkomorzy — ale w tem, spostrzegł że Strukczaszyc stoi i wskazał mu na sepet.
— A siadaj-że na swojem miejscu — dodał. — Com chciał mówić! Ale — wystaw sobie, niema karesu bez interesu, wszak że to jaśnie oświecony u mnie chudopachołka chciał się pożywić. Parę tysięcy dukatów potrzebował. Co powiesz? rozmyśliłem się, nie dałem. Utracyusz! Szczepan mu nastręczył Kołłupajłę, — tego co go cybulą i dziegciem tak czuć. Szlachcic mu dał, ale na zastaw. Historye, powiadam ci. Będziemy mieli gadać o czem. A jak mi tu waszeci brakło! no! bo narazie mnóstwo rzeczy przychodziło na myśl, które teraz ze starej głowy wywietrzały! Chodź, robaku — niech cię jeszcze raz uściskam.
Jakoż uścisnęli się raz wtóry — Czuryło rozczulo-