Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a w progu pokoju sama pani. Podkomorzy z pomocą Izabelki, stojącej przy nim, dźwigał się z fotelu, aby przyjąć pana brata uroczyście.
Jakże się zdziwił, gdy ten, starszy od niego o półtora roku, wbiegł żywo i żwawo, fertycznie prawie, a choć twarz miał jak pieczone jabłko pokrajaną zmarszczkami, widać było po nim, że nawet młodego chciał udawać.
We francuzkim stroju świeżym i modnym, cały połyskujący od haftów, pachnący od woni, cudzoziemskiego coś mając w ruchach i postawie — gdy stanął przed p. Podkomorzym, ten oczom swym ledwie chciał wierzyć. Rzucili się sobie w objęcia bardzo serdecznie, i p. Kazimierz się jak bóbr spłakał. Wszystko tedy przybyły niezmiernie admirować począł, od panny Izabelli począwszy, którą obsypał komplementami, a ta rumieniła się a paliła jakby ją zlewał ukropem.
Z kolei ręce jej i pani Szczepanowej okryte zostały pocałunkami. Uścisnął p. Szczepana. Unosił się nad rezydencyą, nad wdziękiem okolicy; zazdrościł wieśniakom szczęśliwym ich swobody i rozkoszy idyllicznych, jakich zażywali — słowem, magnat był uprzejmym, miłym, słodkim na podziw.
Przy tem usposobieniu szło jak z płatka wszystko — dobrem było, doskonałem, przedziwnem cokolwiek podawano, — rozumnem i dowcipnem, co mówiono. Każde słowo starego Podkomorzego okrywał dygnitarz oklaskami, wynosząc jego rozum statysty i jasne rzeczy pojęcie. Panie zostały oczarowane, pan Szczepan się zachwycał. Zdawało się niezmiernie trudnem przyjęcie to, a okazało się łak łatwem, iż wszyscy dlań czuli wdzięczność. Podobał się tą popularnością swą, a pani Szczepano-