Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sekret pana Czuryły.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wydobyto srebra, które przez dni trzy czyszczono, bo w kantynach leżąc poczerniały; z kufrów powyciągano odwieczne makaty i kobierce. Co dom miał najlepszego na okaz, wyjść musiało. Samo zastawienie stołu ze źwierciadłami i figurkami, które się oddawna nie praktykowało, kłopotem było nie małym. Srebrne wazy, choć ich użyć chciano, nie dały się zastosować i demonstracyjnie tylko stół przyozdabiały.
Wystąpiła oddawna niewidziana saska porcelana z kwiatami, którą niegdyś Podkomorzy przywiózł był z Drezna, przyczem dwa talerze i salaterka padły ofiarą. Straty tego rodzaju policzyć się nie dają — było ich dosyć.
Musiała też młoda Podkomorzymi córkę prezentując księciu, ubrać ją nowomodnie, a tu fryzyera nie było, i do stroju wiele gałganków brakło. I to trzeba było sprowadzić z Warszawy. Odwieczne pyły, których spokoju nic nie nadwerężało oddawna, ustąpić musiały nawet z takich miejsc, gdzie bezpiecznie spały od lat wielu.
Chociaż książe dnia bytności oznaczyć nie chciał, żądając, aby go jako kuzyna, wcale nie przyjmowawano, przekupieni dworscy jego dali znać zawczasu. Stary Podkomorzy miał więc czas ubrać się, wdziać buty aksamitne i czekać kuzyna, nie w sypialni, ale w bawialni, dokąd mu fotel jego zatoczono. Niezwykły ruch, trochę niepokoju tak jakoś nań wpłynęły, że nieco odżył i sił w sobie uczuł więcej niż zwykle. Wcześnie też przygotował się co ma mówić i jak ciotecznego przyjmować; wszystko było pod bronią we dworze, gdy poprzedzana przez dwu konnych, kareta poszóstna przed ganek się zatoczyła. Tu już stał pan Szczepan atentując,