Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/86

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    Jednego wieczora król wyszedł z sesyi blady i drzący, zimny pot ocierał z czoła chwiejąc się na nogach, przeszedł do siostry, u któréj znalazł Mniszchową. Dwie kobiety siedziały same, milczące. Pani Krakowska kładła pasyans, Mniszchowa dryzlowała, obie miały twarze smutne.
    Gwar i wybuchy głosów dochodziły niekiedy do mieszkania pani Krakowskiéj.
    Bieganie po korytarzach i wschodach, urywane wykrzyki... dawały kobietom domyślać się, co się tam w sali dziać musiało. Gdy król wszedł blady, a papiery mu w progu z rąk wypadły, rzuciła się Mniszchowa, podała mu rękę i zaprowadziła go do krzesła. Słabym głosem prosił o filiżankę bulionu.
    Nie śmiano go o nic pytać, król nie miał ochoty odpowiadać. Siedział pogrążony w myślach i milczący, zestarzał od rana... Pani Krakowska wiedziała najlepiéj, że w takim razie najskuteczniejszém było lekarstwem umysł królewski, łatwo się dający przerzucić z jednéj strony w drugą, choćby najodleglejszą — zająć rzeczą zupełnie obcą.
    Myślała właśnie pani Krakowska, czém króla oderwać od smutnych przypomnień sejmowych, gdy zapytał słabym głosem:
    — Był Sievers?..
    — Przed paru godzinami...
    — Pewnie w złym humorze?
    — Nie w najlepszym...
    — Ciężki jest nad wyraz dla mnie — dodał król — przeżyłem ich już wielu, Repnina.., Salderna, Stackelberga, Bułhakowa... żaden mi nie był tak trudnym i nieznośnym.
    Westchnął.
    — W tamtych się coś ludzkiego odezwało... ten jest jak machina... Repnin był brutal ale miał serce chwilami... Na Stackelberga ktoś mógł wpłynąć.
    Wtém weszła pani Mniszchowa, która sama z rąk kamerdynera wzięła filiżankę i podała ją wujowi.
    — Państwo mówią o Sieversie.... szepnęła — lecz — lecz zdaje mi się, że i na niego trochę podziałać można...