Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak widzę — zawołał Mikorski i spojrzał na pannę Justynę, która gdzieindziéj patrzała. Piękna Emilia przez okno rozglądała się w przeznaczonym dla niéj domu, który miał pięć okienek z frontu.. i dwa słupki w ganku a raczéj balkonu pierwszego piętra, drewniane przy nim balaski wisiały połamane.
— A! jak to nędznie wygląda!
— Pani dobr., rozśmiał się Mikorski, na Grodno to jeszcze wielka parada.. jesteśmy tu wszyscy na popasie... Coś nakształt tego, jak gdy się do miasteczka na pogrzeb i stypę przyjedzie.. trudno wymagać wiele.
Posłyszawszy o stypie szambelanowa nasępiła się, a Justyna baczniéj obejrzała na Mikorskiego.. który się skłonił i długo jeszcze szukając jéj oczów odszedł zwolna do dworku.
— Wiesz, rzekł wchodząc do łowczego.. mamy dwie ładne sąsiadki, starszą panią szambelanową odstępuję tobie, młodszéj czarnobrewie ja będę bił czołem...
— Szambelanowe należą do szambelanów, rzekł Krasnodębski — ale ja ci obie oddaję — bo mnie dziś baby nie w głowie! A tylko cię przestrzegam w jedném, że przez te nieszczęsne kobiety będą nas miękczyli i gęby nam zawiązywali. Po co je tu licho niesie! Nie miejsce tu dla nich. Myśmy tu bitwę stoczyć przybyli.. a w obozie baby niepotrzebne. Wszystkobym to, do kroćset, wymiótł i wyświecił... Czarnobrewy i jasnogrzywy i stare i młode.. Mikorski spuścił głowę smutnie...
— Nie bój się — rzekł — klnę ci się — że żadna Venus sumienia mi nie nadweręży... bądź spokojny... Ale — znowu — kapucynem nie jestem i na piękną twarz niewypowiedzianie patrzeć lubię... Tyle naszéj pociechy.. tyle naszego życia.. co nam te oczy poświecą!
I siadł podparłszy się w oknie, wpatrując się już w kamienicę, do któréj szambelaństwo się wprowadzali. Błyszczący karykl pana ministra Ankwicza stał już przed domem, bo grzeczny galant sam przybył na przyjęcie pięknéj pani, która tak żywo na prośby jego