Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

głowa kobieca przestraszona. Przez okno tuż i druga. Słudzy uwijali się około uprzęży.
— Jak Boga kocham! — krzyknął szambelan — toż to eksksiężna, pani szambelanowa Porowska... moja stara znajoma. Ale mniejszaby o nią, cóż za śliczne dziewczę wygląda obok niéj... czarnobrewa... cudowna.
— O! już! już! — zawołał łowczy, nie podnosząc się od bigosu — już twarzyczkę najrzałeś, bałamucie.... Nie byłbyś ty szambelanem JKMości.... Dajże pokój! bigos ci wystygnie... daj pokój....
Nie słuchając nic, wyleciał szambelan bez czapki i pobiegł do powozu.
Przymrużonemi oczkami zmierzyła go wystraszona szambelanowa — „boska Milusia“.
— A! pan... szambelan!
— Ja, pani dobrodziejko... bardzom szczęśliwy!
Patrzał tymczasem na ową czarnobrewę, która nie kim innym była, jak panną Justyną.
— Pan tu co robi! a! konie! mój szambelanie — te konie! ja się tak lękam....
— Nie ma nic, koń zastąpił.
— Czy pan posłem jesteś?
— Tak pani... a państwo?
— My w sąsiedztwie mieszkamy, przybyliśmy przez ciekawość... obiecano nam mieszkanie... posłałam do Ankwicza.... Tu wszystko zajęte — mówiła szambelanowa. — Pan tu dawno?
— Od godziny.
Z głębi powozu wyglądała głowa w peruce bez kapelusza pięknego szambelana, który spoglądał ciekawie....
— Co to za szambelan... tego? — szeptał do żony.
— Mikorski....
— A! nie znam... tego....
Konie rozplątano, gdy wtém przypadł posłaniec od Ankwicza, wskazując dom.... Była to kamieniczka właśnie obok dworku Borysewiczów... kazano zajeżdżać.
— Bardzom szczęśliwy! będziemy w sąsiedztwie,