Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

der nieopatrznego gospodarstwa sędziego, wszyscy w jego zamożność niezachwianie wierzyli. Procenta wypłacał jaknajregularniej.
Nabywając inny jaki majątek dla syna, Strukczaszyc musiałby się był z kapitałem rozstać i wyrzec myśli potajemnej; wreszcie, jak wszyscy, co w pocie czoła grosza się dorabiają, Hojski do swej szkatułki i sepecika nabrał był tego mistycznego jakiegoś przywiązania, które rozstanie się, choćby najkorzystniejsze, z groszem, nader ciężkiem czyni.
Pocieszał się tem, że — a nuż nareszcie beknie?
Znaczniejszą część długów na kluczu Łopatyckim Strukczaszyc miał spisaną, wiedział, że gdyby wierzyciele nacisnęli, nie mógłby sędzia się wypłacić, a oprócz tego miał i tę pewność, że dużo innych summ jeszcze ciążyło na tych dobrach.
Ale co tu z synem robić było?
Erazm już kilka miesięcy siedział w Sierhinie; ojciec czuł, że nudzić się musiał, żal mu go było. Jesień się zbliżała, gdy po sąsiedztwie rozeszła się wieść, że p. Podkomorzy Buchowiecki, córkę starszą za grafa niemieckiego wydawał.
Pierwsza dostała ją w kościele panna Blandyna — spotkawszy się z panią Sierzputowską. Chodziła fama, że Buchowiecki, który do stolicy uczęszczał, a córki dwie modnie wychował, i panny były na podziw piękne, dostąpił szczęścia tego, iż graf jeden saski rozmiłował się w pannie Elizie, oświad-