Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lasem się kręcił, a z niego nawet chatę niebardzo widać było.
Od niego zaledwie dostrzeżona drożyna snuła się pomiędzy drzewami ku nowym zabudowaniom.
Któżby z czytelników naszych nie odgadł, że pustelnikiem na Wyderce był p. Strukczaszyc? Nie mógł on czy nie chciał uciekać dalej od swojego niegdyś kąta, szukał tu przytułku, a znalazł go umyślnie na pustkowiu, aby miał nad czem pracować i, pracując, o bólu zapomnieć. Z kilku ludźmi najętymi i końmi kupionemi, sam chodził około budowania chaty, tymczasowo mieszkając z niemi w budzie ladajako skleconej; sam z siekierą do rąbania drzew pomagał. Niewiele pewnie zrobił, ale znużenie potrzebnem mu było i trud cielesny, który czasem serce uzdrawia.
Gdy nie było co robić, dawne czasy sobie, ze strzelbą chodząc, przypominał, a chatę zbudowawszy, miał się i w słotę gdzie modlić, chodząc po izbach pustych. Modlił się dużo, opędzał się myślom natrętnym, które do Sierhina latały.
Od najemnych robotników z różnych stron, od przejeżdżających, mógłby się był pewnie czegoś o Łopatyczach i Sierhinie dowiedzieć, ale nie chciał. Pociechy ztamtąd się nie spodziewał, a smutku miał dosyć.
To zerwanie ze światem, gdyby nie modlitwa, dzikim-by go uczyniło. Czuł, że życie czemś zająć