Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go komornika, opamiętał się i zawstydził. — Rzucił go napowrót na krzesło.
Przestrach Kaczora najpierw go prawie zupełnie wytrzeźwił, potem rozbudził w nim tę chęć bezsilną zemsty, która u słabych rośnie w stosunku ich niemocy.
— Coś to powiedział? — spokojniejszym głosem począł Strukczaszyc — powtórz. Wolno takiemu człowiekowi jak Podkomorzy pożartować sobie zemną, ale tobie, trutniu! wara!
Ktoby zajrzał do serca komornika w tej chwili i chciał osądzić: czy większą miał żądzę zemsty nad sędzią czy nad Strukczaszycem? — nie umiałby zaprawdę rozwiązać zadania. Kaczor z czerwonego stał się bladym, a oczyma zdawał się smagać przeciwnika.
— Nie żartowałem — odezwał się — a i p. Podkomorzy pono więcej wiedział niż mówił, bo p. Erazm się ożenił.
Chce pan może wiedzieć z kim? no — to z p. Czemeryńską.
A ha!
Zatoczył oczyma Strukczaszyc — przypadła do niego siostra — zachwiał się na nogach, rękę do czoła przyłożył. — Pomimo wielkiego męztwa i siły — omało nie padł.
— Wody! — krzyknęła p. Blandyna.
Hojski już był oprzytomniał i zlekka ją odtrą-