Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miał się Podkomorzy rozpytywać więcej o tę ciekawą sprawę, gdy nadjechał ktoś i przerwał rozmowę. Ksiądz ex-definitor siadł na sanki i ruszył dalej.
Podkomorzy miał tyle rzeczy na głowie, że, na moście Podstarościego brzeskiego chwyciwszy, strawił z nim jeszcze pół godziny na tergiwersacyach sejmikowych. Siadł potem i pojechał dalej. W drodze mu z głowy nie mogło wyjść: jakim sposobem z tej srogiej wojny przyszło do małżeństwa?
Szczegółów nie wiedział żadnych, był najpewniejszym jednak, że Strukczaszyc na małżeństwo zezwolił, że był z niego szczęśliwym i że wypadało mu tak znamienitego sukcessu powinszować.
Nazajutrz, w sejmikowej wędrówce po Kobryńskim powiecie, znalazł się Podkomorzy niedaleko Sierhina.
— Wstąpię do Strukczaszyca — rzekł sobie w duchu — to mu się należy.
Kazał woźnicy nawrócić do dworu.
Hojski, choć z Podkomorzym był niezgorzej, nie lubił go jako jawnego przyjaciela i konfidenta Czemeryńskich. Poznawszy przybywającego, poszedł wdziać nową kapotę, pogładził włosy i wysunął się na spotkanie.
— Kochanego Strukczaszyca, pana mojego i dobrodzieja! — zawołał Podkomorzy ściskając go. — Będąc w okolicy, miałem to sobie za święty obo-