Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miku jakimś, zjeździe lub kommissyi; wdomu — gościem prawie.
I nie dziw, że o przyjacielu swym Czemeryńskim dowiadywał się tylko przez ludzi, zwłaszcza od czasu historyi z Vogtem, która go nieco dotknęła. Nie gniewał się na sędziego, ale żal miał do niego.
O ucieczce córki dowiedziawszy się, Buchowiecki, wyjechał zaraz do Warszawy, bawił tam dosyć długo, a gdy był zmuszony w Brześciu zjechać się na moście na Bugu, zetknął się z księdzem ex-definitorem.
Zobaczywszy go, kazał stanąć. Niewiele miał czasu, chciał jednak coś się o Czemeryńskich dowiedzieć.
— Cóż to ojciec nie w Łopatyczach? — zapytał.
— Nie — odpoczywam — rzekł Dominikanin — sędzina trochę chora, a sędzia do Wilna po córkę pojechał.
— Jak to po córkę? — a gdzież ona?
— To pan nie wie!
— O bożym świecie!
— Wyszła za mąż za Hojskiego.
— Co mówisz! — za jakiego! — zlituj się.
— Za młodego Hojskiego z Sierhina.
— Możeż to być!
— Ale tak jest — Czemeryński przebaczył i pojechał po nich.
— A! to cud! tak mi Boże dopomóż! To cud!